Nie ma Junior z nami lekko. Trzy baby i On. Dobrze, że sam jest bezproblemowy. I cierpliwy.
Od
samego rana w domu krzyki i trzaskanie drzwiami (podobno, bo mnie od
5 rano w domu nie ma). Dziewczynki szykują się do szkoły. To
znaczy teraz szykuje się jedna, bo druga leży z girą w gipsie.
"Nie mam się w co ubrać". "Gdzie jest moja bluzka z
kwiatkiem?" "Gdzie są gumki to włosów?" - poranne
żale i setki pytań to dla dziewczyn standard.
A ON?
A ON?
On ma czas.
Nigdy nigdzie się nie spieszy. Zwłaszcza do szkoły. Wstanie o
7:45. Wykąpany i wystrojony zdąży na lekcję rozpoczynającą się
o 8. Nerwowej siostry, a nawet dwóch – nie słyszy. Bo nie słucha.
Nauczył się reagować tylko w nagłych, pilnych i ważnych
sprawach. Czasem też pozamyka w domu okna, żeby całe osiedle nie
słuchało tego babskiego jazgotu.
Na 50
słów wykrzyczanych w jego kierunku przez młodszą siostrę,
odpowie jednym – "Spadaj!"
Inaczej
dzięki Bogu, reaguje na mój jazgot. Posprząta, wyniesie śmieci,
skosi trawnik. Dźwiga torby z zakupami. Dźwiga meble, stary
telewizor. Odkąd Junior stał się jedynym facetem w domu
wydoroślał, stał się bardziej odpowiedzialny, tupnie nogą na
małolaty. Wie co w domu powinien robić mężczyzna i sam garnie się
do pewnych rzeczy.
Nauczył
się pomagać. Nie tylko w domu. Kiedy moja znajoma szukała kogoś
kto ogarnie jej popsuty komputer, sam zaproponował, że pojedzie.
Pilnuje
dziewczyn. Zwraca im uwagę, że ubrały się delikatnie mówiąc
"niestosownie". Na plaży zasłaniał ręcznikiem Młodą
kiedy ta nie zastanawiając się czy ktoś na plaży oprócz niej
jest, przebierała się z kostiumu w spodenki. Donosi kiedy widzi
albo słyszy, że koledzy dziewczynek źle się zachowują albo
używają mało cenzuralnych słów.
Junior
jest najbardziej odpowiedzialnym z całej trójki moich Miniaturek. I
nie wynika to z tego, że jest najstarszy. On po prostu taki jest.
Nim wyjdzie z domu, 10 razy sprawdzi czy pies i kot są najedzone,
czy wszystko jest pozamykane.
Czasem
tylko 5 minut przed lekcją dzwoni do mnie z pytaniem gdzie jest
jego: czepek na basen, książka do angielskiego czy legitymacja. Na
szczęście dla Niego – mama wszystko wie! Powiedział mi nawet
kiedyś, że troszkę boi się jak to będzie kiedy dorośnie,
wyprowadzi się z domu, bo jak żyć bez mamy. (Ładnie, prawda?)
W
domu pełnym kobiet (nawet nasz kot i pies to dziewczyny) facecik
dużo może się nauczyć. Wie kiedy trzeba zejść z drogi (też
rzucacie wszystkim dzień przed okresem?). Wie czego nie widzieć
(porozrzucane damskie fatałaszki). Wie, że są sprawy, których
kobieta sama nie ogarnie i albo sam to zrobi albo podpowie do kogo
zadzwonić.
Za
jakiś czas będzie musiał zmierzyć się biedak z burzą hormonów,
trzema okresami i potrójną "wścieklizną" podczas PMS.
Będzie miał chłopak stalowe nerwy i będzie dzięki temu dobrym
mężem. W rozdygotaną, wściekłą z tylko jej znanego powodu
kobietę rzuci czekoladą a skąd by wiedział, że to działa gdyby
nie jego babski dom?!
Tak, mały facecik jest potrzebny, niezależnie od ilości bab, kiedy dużego faceta brak :-)
OdpowiedzUsuńWOW!!!!! Facet jak facet do wszystkiego ma luz, ale widać, że ogarnia sytuacją i możesz być z niego dumna ;)
OdpowiedzUsuńTylko gratulować synka-facecika :) I wiesz, jest pewna nadzieja, że gdy baby urosną i zaczną szukać męża będą się na nim wzorowały. A to chyba dobrze, prawda?
OdpowiedzUsuń