Co robić żeby nie wspominać? Trzeba się czymś zająć. Mam tak od wielu miesięcy. Robię rzeczy,
których nigdy wcześniej nie robiłam, po to by nie mieć czasu na
myślenie. Bo te myśli niestety do niczego dobrego nie prowadzą a
wyjście z "myślowego" doła trwa zbyt długo.
Gdyby
ktoś kilka lat temu powiedział mi, że mam wziąć wiertarkę i
powiesić kaloryfer, stuknęłabym się w czoło a temu ktosiowi
powiedziałabym, że jest stuknięty. A dziś. Mam 2 wiertarki.
Mniejszą, do wieszania zdjęć i naprawiania rozwalonego łóżka.
Zadziwiające, że kiedy w domu był mężczyzna nic się nie psuło
a od kiedy go nie ma, ciągle coś trzeba naprawiać. Mam też drugą
wiertarkę. Ogromną. Z udarem. Na przykład, do wieszania
kaloryferów.
Z
dnia na dzień zostałam sama. Dojrzewałam do tej decyzji ale i tak
nie wiedziałam jak to będzie. Łudziłam się, że to na chwilę.
Nadzieja matką głupich. Mogłam schować się pod kołdrą i
ryczeć. Ale przecież mam dzieci. A te potrzebują mamy.
Uśmiechniętej, zorganizowanej, wspierającej. Nie wlazłam pod
kołdrę. Ryczałam kiedy nie widziały. I myślałam. Myślałam i
od tych myśli wpadałam w coraz ciemniejszy i głębszy dół.
Któregoś dnia spojrzałam w lustro i powiedziałam: stop!
Blada,
z cieniami pod oczami, zaniedbana i załamana. No do takiej mnie to
mąż raczej nie wróci. Ale czym się zająć, żeby nie myśleć,
nie wspominać? Remont! Bez grosza! To było wyzwanie. Na początek
zabrałam się za ogród. Ciężka fizyczna robota zrobiła mi lepiej
niż pomoc psychiatry i psychologa. Poszłam za ciosem. Zrobiłam
córkom remont pokoju. Potem sypialnia i klatka schodowa. Ręce
zajęte robotą a głowa planowaniem: co, gdzie i jak? Nie miała
czasu na zastanawianie się co by było gdyby. I tak zaprzyjaźniłam
się nie tylko z wiertarką ale i z wałkiem do malowania, z
wyrzynarką i wkrętarką. Tyle, że te "remonty" wymagają
kasy. A z tym krucho.
Czym
zająć głowę kiedy nie ma co albo za co malować? Można pisać.
Ale z tym trzeba uważać. We wszystko co robię angażuję się na
maxa. Jak sprzątam to z pełnym poświeceniem wchodzę pod łóżko
i za szafę. Jak maluję to cała jestem w farbie. A jak coś piszę,
to nie unikam emocji. I obojętnie czy to jest praca na studia dla
byłego (proszę się nie dziwić, tak już mam, że pomagam każdemu,
bez wyjątków) czy to jest tekst na okładkę płyty znajomego
muzyka, czy to wypracowanie dla dziecka do szkoły (wiem, wiem, nie
powinnam, ale jak nie pomóc własnemu dziecku?!) czy to tekst na
bloga. I to ostatnie może być niebezpieczne. Takie publiczne
rozbieranie się z emocji pewnie nikomu nie wyszło na dobre. Ale
nauczyłam się to kontrolować.
Rozstania
łatwe nie są. Każdy to odchoruje. Ważne jednak żeby nie chować
się pod kołdrę. Trzeba się szybko pozbierać i ruszać do przodu.
A jak głowa za dużo myśli, to trzeba zająć ręce. Takie pukanie
młotkiem w gwóźdź działa lepiej niż wyzywanie Exa od
najgorszych. Poważnie. Polecam!
Oczywiście, że robota jest dobra na wszystko i sen jeszcze:)
OdpowiedzUsuńDokladnie. Sen tez jest ok a po ciezkiej pracy lepiej sie spi
OdpowiedzUsuńNie zrozum mnie źle, ale... mam do położenia wykładzinę w pokoju dziecięcym na działce... Więc wiesz - świeże powietrze jest dobre na wszystko! A my działkę nad zalewem mamy ;)
OdpowiedzUsuńPłacę grillowaniem i dobrym żartem :D :D
No i super. Moge pomóc.
UsuńRozstania faktycznie nie są łatwe, ale mając dzieci trzeba się wziąć w garść :) Dzieci nam pomagają :)
OdpowiedzUsuńDokladnie. Pozdrawiam
UsuńPopieram, też tak miałam, że po rozstaniu z mężem rzuciłam się w wir pracy ale zawodowej! W pewnym jednak momencie zorientowałam się, że robię kosztem rodziny, rodziców i dzieci, jak to się mówi wpadłam z jednej skrajności w drugą, tylko po to aby nie myśleć, na szczęście mam to wszystko już dawno za sobą!!!
OdpowiedzUsuńJa tez pracuje. Wstaje codziennie o 4. Po pracy spie, potem dzieci, lekcje, obiad a potem dodatkowe "zajecia". Ciesze sie, ze masz to juz za soba! I tak trzymaj!
Usuń