środa, 16 listopada 2016

Teściowa to zło najgorsze na świecie?

Sytuacja.
Żyjesz sobie w miarę spokojnie. Układa Ci się z mężem, a teściowa wydaje Ci się sympatyczna. Nagle następuje zdarzenie, które ma zmienić Twoje życie, życie Twojej rodziny w koszmar. Teściowa się do Was wprowadza.

Jesteś nastawiona przyjaźnie. Nie miałaś większych powodów do tego, żeby było inaczej. W końcu to nie jest Twoja pierwsza teściowa, znacie się 5 lat, więc co może pójść nie tak? Pierwsze dni lecą, jakieś takie małe zgrzyty. A to nagle szklanki zmieniły swoje położenie, a to miseczki znalazły się gdzie indziej, Twoja zdrowa mineralizowana sól za 20pln za kg, wylądowała w koszu, bo była za mało słona, w porównaniu z tą chemiczną pozbawioną minerałów ale z przeciwzbrylaczem. Masz 40+ i okazuje się, że w niedzielę prania nie możesz powiesić, choć do tej pory, żadne pioruny z nieba nie leciały. Zaczynasz czuć, że grunt obsuwa Ci się spod nóg. Najzabawniejsze jest to, że nie jesteś 20-latką, bez doświadczenia, a ona – teściowa, traktuje Cię jak małe dziecko.

Wołanie o pomoc.

Mówisz o tym swojemu ukochanemu mężowi. Co słyszysz? Oj tam, przecież możesz brać szklanki i miski z innego miejsca. Sól, no jak sól, też słona, a pranie można robić w tygodniu. Pojawiają się znaki zapytania? Ale, że co? Że mam dostosować się do teściowej? Że niby z jakiej racji? Zaciskam zęby, dobrze może przesadzam, może faktycznie jest jej trudno zapamiętać, gdzie co ma swoje miejsce, zrobię dwie solniczki, prać w niedzielę nie muszę. Jestem młodsza, mnie jest łatwiej się przystosować do zmian. Podałam palec……

Wchodzenie na głowę.

Kocham rośliny, są bardzo wdzięczne i milczące. Uwielbiam cisze i spokój, zanurzając się w otchłań ogrodu. Idę przywitać się z jednym z moich licznych dzieci, wyhodowanych od nasionka, pieczołowicie pielęgnowanych, trudnych w rozmnażaniu, nie każdemu się udaje, a mi wyrosły. Trzy lata czekałam, po stratyfikacjach na zimno, na ciepło, wzeszły na wiosnę. Stoję jak wryta, przed pustym dołem. Nie ma, nie ma mojego roślinnego oseska. Rozgarniam korę, może zasypało, może uschła, choć wczoraj jeszcze była. Moja intuicja podpowiada, żebym zajrzała do kosza na zielone. Lecę, łzy cisną mi się do oczu. Patrzę do środka, jest, leży wyrwana. Oprócz niej kilka suchych gałązek. Idę do męża, pytam, czy coś mi wyrywał? Nie, on nie, mama pytała czy powyrywać chwasty….
Pokazałam mu puste miejsce i ofiarę w koszu. 


Pytamy teściową, dlaczego wyrwała tę roślinę? Myślała, że to chwast. Na prawie 1000 metrach kwadratowych zawsze znajdzie się jakaś niechciana roślina, jakiś oset, perz, ale nie, teściowa nie chciała wyrywać chwastów z ogrodu. To ja jestem chwastem dla jej syna, niszcząc coś mojego, co kocham, chciała sprawić mi ból i wprowadzić chaos w nasz związek. Poleciałam do pokoju i się rozryczałam. Wiedziałam, że właśnie rozpoczęła się wojna. Zrobiła to złośliwie i zagrała w grę. W ciągu kolejnych dni wyrwała inne rośliny, chowała różne przedmioty, przed synem zgrywała ofiarę, że nie wiedziała, że  chciała pomóc. Odbyłam z mężem rozmowę, albo zacznie racjonalnie patrzeć na poczynania matki albo ja znikam z ich życia. Widział w jakim jestem stanie. Przestraszył się.

Rozgrywki.

Miła i sympatyczna synowa zniknęła w mrokach. Każdego dnia, choć nie miałam na to ani czasu ani ochoty, wszystko sprawdzałam, chodziłam za nią krok w krok, zwłaszcza jak szła na ogród. Beształam na każdym kroku, byłam nie miła, złośliwa, a potem udawałam, że nic się nie stało, że ona coś musiała źle zrozumieć. Zagrałam w jej grę. Doszło do tego, że bałam się wyjeżdżać z domu, w obawie, że jak wrócę nie będę miała się w co ubrać.

Konfrontacja.

Mój mąż przyłapał ją na kilku rzeczach. Jak rozpyla perfumy po domu, choć wie, że się od nich duszę, jak chowa moje ubrania, tak, żebym ich musiała szukać, jak wyjada z lodówki to co najlepsze a resztki zostawia i mówi, że to nie ona i wiele innych. Mąż, jej syn przejrzał na oczy, stanął twardo po mojej stronie.

Otwarta Wojna.

Chcieliśmy zając się osobą, która twierdziła, że źle ją traktuje drugi syn. Zabraliśmy ją, gdyż szwagier twierdził, że sypie się ich małżeństwo. Nasze stanęło pod znakiem zapytania? Nie, tak myślała teściowa, że uda jej się rozwiązać nasze. Mąż twardo zaproponował nowe, inne rozwiązania. Do tego czasu, muszę znaleźć sposób, aby przestała mnie absorbować, żebym potrafiła ją ignorować.

Wygrana - przegrana.


Wygrałam tę wojnę. Okazało się, że teściowa nigdy nie była zadowolona z decyzji swojego syna. Zamieszkanie z nami uznała za szansę pozbycia się mnie. Czy czuję satysfakcję z wygranej? Czy to na pewno wygrana? Nie czuje się jak zwycięzca, raczej jak przegrany.

Co sprawia, że matki pałają taką nienawiścią do synowych?
Nie wiem, uczucie jest mi nieznane. Dziewczynę mojego syna traktuję jak córkę. Mój syn ją kocha, ja kocham jego, ją może troszkę też. Jak jest u Nas to nawet dostaje swoją porcję witamin, jak inni. Syna to strofuję, jak coś mi się nie podoba w jego zachowaniu, wobec mojej przyszłej niedoszłej synowej. Nie czuję, że ona mi go odbiera, raczej jestem wdzięczna, że pomaga mi w tym, żeby zmężniał, stał się odpowiedzialny, bo o to chyba chodzi, żeby matka wychowała syna na wojownika, a wojownik powinien obierać własną drogę życiową, nie swojej matki…

12 komentarzy:

  1. Jak zaczęłam czytać to zaczęłam się śmiać. Ja mam teściową spoko, ale moja babcia... O, ta to dopiero potrafiła dopiec! I nie wyobrażam sobie też, że moja mama mogłaby z nami zamieszkać - na pewno zrujnowałaby nam życie, jako teściowa męża mega. Nie wiem czemu matki-teściowe tak mają. Czy tak im odwala na starość, czy po prostu zawsze takie miały charakterki a synowe to łatwy cel. Kurcze - no dzielna bądź. I cóż - na pocieszenie Ci napiszę, że zdecydowanie nie jesteś sama!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem teściową i ze zgrozą czytam takie wpisy! Czy to jakiś horror, czy fikcja literacka?
    Myślę jednak, że miałaś pecha i po prostu taka Ci się trafiła! Jedyna rada nie mieszkać razem, bo zatruje życie i rozwali małżeństwo. Widać,że ma dużo wigoru i może mieszkać sama.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy gdyby to była fikcja, potrzebowałabym pseudonimu? Po za tym, teściowa twierdzi, że bardzo kocha swojego syna i chce dla niego jak najlepiej. Moja świętej pamięci babcia była dokładnie taka sama, z miłości do mojego taty dopiekała mojej mamie. Dopiero na łożu śmierci przeprosiła, że właśnie przez jej niewłaściwą, chorą miłość do syna pozbawiła mnie normalnego dzieciństwa, bo doprowadziła do rozwodu. Mój ojciec ponad 20 lat był sam, cały czas kochał moją mamę i w samotności zmarł.

      Usuń
  3. Właśnie, sama nie jestem, to jest przerażające. Może również naiwna jestem, jednak mam nadzieję, że teściowe 40+ pokażą nową, lepszą stronę bycia teściową. Dawno temu, było tak, że chłopcy w wieku lat siedmiu po "postrzyżynach" wychodzili spod kurateli matki i wchodzili na drogę męską. Współcześnie wyglada to różnie. Mamusia w "trosce" o swojego trzydziesto czy czterdziestoletniego, dajmy na to synka, chce "uwolnić" go od niedobrej kobiety, rozwoju, kroczenia własna drogą życiową.

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja tesciowa to dobra kobieta, kocha synów i wnuki. Mysle, że mnie też akceptuje chociaż nie jestem łatwym typem, ale jedno wiem na pewno nie mogłabym z nią mieszkać. Każda kobieta powinna miec swoj teren, czuc sie na nim swobodnie. Lepiej dla mojej relacji z nią i relacji w moim małżeństwie :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Moja opinia jest taka, że dwa pokolenie nie powinny mieszkać razem. Póki każdy sobie rzepkę skrobie, nawet mimo kłótni czy sprzeczek da się żyć, a stosunki dobrze się układają. Zgrzyty pojawiają się, kiedy zamieszkamy razem i każda z kobiet chce prowadzić dom po swojemu... Bardzo Ci współczuję braku akceptacji ze strony teściowej. Ta wygrana to wygrana waszego małżeństwa, dobrze że tak to się skończyło. Powodzenia dla Was!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to był sprawdzian Naszego małżeństwa. Dziękuje za dobre życzenia :-)

      Usuń
  6. Lubię swoją Teściową, personalnie nic do niej nie mam, ona do mnie też nie (chyba), ale mając wybór wolałabym z nią nie mieszkać. Tak samo jak nie chciałabym mieszkać z mężem i moimi rodzicami. Oczywiście, czasem życie układa się tak, że nie mamy wyjścia, jednak dopóki mam możliwość wyboru nie zdecydowałabym się na taki krok. Niezależnie od sympatii jesteśmy wszyscy dorosłymi ludźmi, z własnymi nawykami i przyzwyczajeniami. Wprowadzając się do kogoś sprowadzamy je ze sobą i problem gotowy, nawet jeśli nie ma się do siebie żadnych ukrytych "ale":)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiałam, się, czy gdyby nie było ukrytych "ale" byłaby szansa na kompromis bez awantur i złośliwości? Tego juz niestety nie sprawdzę ;-)

      Usuń
  7. Mieszkać z teściową? O nie, nigdy w życiu ! Moja jest dla mnie po prostu obcą osobą - nic nas nie łączy i nie wyobrażam sobie spędzania z nią całych dni (i nocy) pod jednym dachem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet z najbardziej obcą teściową łączy mąż, hihi niestety. No i jak są dzieci, to jeszcze wnuki. Mnie akurat nie przeszkadza życie w domu wielopokoleniowym. W takim się wychowałam. Z teściową chciałam żyć jak człowiek. O spędzaniu wspólnych nocy, nie myślałam, nie brałam pod uwagę ;-). A tak na poważnie, to nie ma nic złego we wspólnym życiu w domu wielu pokoleń. Chodzi o to, żeby żyć w harmonii, przyjaźni, serdeczności, to właśnie zaoferowałam swojej teściowej w momencie, kiedy się wprowadziła. To ona, niestety nie dojrzała emocjonalnie, rozchwiana mentalnie, zadufana w swoim egoistycznym jestestwie nie doceniła mojej wyciągniętej ręki. :-)

      Usuń
  8. Mam to, mieszkam z teściową.....mogłabym ci ksiązkę napisać o tym :(

    OdpowiedzUsuń

Komentarz wyczekiwany i mile widziany:)