Kocham książki!
Czytam dużo, przez okrągły rok. Ale dopiero jesienią owe czytanie
ma swój niepowtarzalny klimat.
Gdy byłam mała
rodzice na pewno dużo mi czytali. Raz, że nadal mam mnóstwo
sponiewieranych książek z tamtego okresu, dwa że raz dwa nauczyłam
się czytać sama. W podstawówce dostawałam kary za czytanie w nocy
pod kołdrą, a w liceum zaczęły się lektury obowiązkowe (bleeee)
i wtedy właśnie odkryłam piękno biblioteki.
Piękno to odkryłam
przede wszystkim ze strony zaplecza szkolnej biblioteki, bo to tam
właśnie spędziłam większość wagarów, he. I mimo, że przede
wszystkim pomieszczenie to (no cóż – przesiąknięte wspomnianymi
lekturami)służyło mi za kryjówkę, przy okazji (albo przede
wszystkim) raz i na zawsze, po wsze czasy wpoiło mi miłość do
książek.
Nie, w liceum wcale
nie mieliśmy jakiegoś wypasionego bibliotecznego zaplecza.
Pracowały tam za to panie z prawdziwą czytelniczą duszą,
pasjonatki, miłośniczki, dobre dusze. I to one utwierdziły mnie w
przekonaniu, że czytanie książek – nie z przymusu, a z
przyjemności – bardzo pozytywnie kształtuje charakter, poszerza
horyzonty i otwiera na drugiego człowieka. Od tamtego czasu czytam
naprawdę dużo, często i z wielkim zaangażowaniem. I uwielbiam to!
Jest
jedno małe „ale”. Czytam dość szybko (400 stron w dobę, przy
normalnym funkcjonowaniu, to tzw. pikuś) i… tylko w wersji
papierowej. Już wyłapaliście haczyk? Aha, macie rację. Taka
namiętność kosztuje. I to sporo. Mój mąż zazwyczaj mawia, że
taniej jest mnie karmić niż zaopatrywać w makulaturę. Trochę
przesadza, bo przynajmniej nie jestem wybredna w prezentach – z
książki ZAWSZE się ucieszę, he. Ale nie trudno obliczyć ile
miesięcznie wynosi moja pasja, jeśli przeciętna książka kosztuje
teraz około 25-35 zł, a ja potrafię lekkim wzrokiem przeczytać
dwie tygodniowo… Właśnie…
I tu
wracamy do biblioteki. Już nie szkolnej, a miejskiej. I nie sama i w
trakcie wagarów, ale z moją starszą córką, zaraz po zajęciach w
przedszkolu. Bo, drodzy czytelnicy, w moim domu rośnie kolejna
zapalona książkomaniaczka (jak nie dwie), a w takim wypadku 500+
chyba nie zdoła pokryć naszego zapotrzebowania na zakupy w
księgarniach.
Dałyśmy
szansę Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Bydgoszczy,
a konkretniej jednej z filii, na naszym osiedlu. Nie wiem, czy
byliście świadomi, ale w Bydgoszczy jest Biblioteka Główna, która
posiada – uwaga! - 21 dodatkowych budynków rozsianych po całym
mieście. W naszym znajduje się biblioteka dla dorosłych i osobna
dla dzieci. Obie prowadzą przeurocze panie, i to one (tak jak w
liceum!) sprawiają, że wracamy po nowe książki prawie co tydzień.
Plusy i
minusy korzystania z WiMBP:
-
założenie karty trwa tylko chwilkę i kosztuje 5zł na rok (dzieci
mają darmowe członkostwo, z równie ładną kartą)
- karta
pozwala nam korzystać z Biblioteki Głównej oraz jej wszystkich
filii na terenie Bydgoszczy
-
oprócz karty dostajemy również swoje konto na stronie www, gdzie
oprócz sprawdzenia ile aktualnie posiadamy książek, możemy na
przykład sami sobie przedłużyć termin ich wypożyczenia
-
również za pomocą owego konta przychodzą do nas powiadomienia o
zbliżającym się terminie zwrotu
-
książki wypożyczamy za darmo, maksymalnie 5 na jedną kartę
- za
ich przetrzymanie (nie zwrócenie w określonym terminie) grozi kara
finansowa
-
dostępność interesujących nas książek również możemy
sprawdzić na stronie www, a w razie potrzeby biblioteka je dla nas
zarezerwuje
-
obecnie zaplecze bibliotek, dzięki różnym dotacjom i darom jest
bogato zaopatrzone
-
niestety jednak czasem musimy uzbroić się w cierpliwość i na
interesującą nas książkę poczekać nawet i kilka tygodni, bądź
też poszukać jej w innych filiach
- i,
rzecz jasna, każda z bibliotek ma swoje dni i godziny urzędowania,
więc nie możemy sobie do niej wpaść od tak
-
natomiast jeśli będziemy na bieżąco z terminarzem naszej
biblioteki, możemy wygospodarować czas na spotkania z ciekawymi
pisarzami i innymi osobistościami
- albo
wybrać się z rodziną na specjalne zajęcia, koncerty czy festiwale.
I
najważniejsze:
"Kiedy
przeczytam nową książkę, to tak jakbym znalazł nowego
przyjaciela, a gdy przeczytam książkę, którą już czytałem - to
tak jakbym spotkał się ze starym przyjacielem."
(przysłowie
chińskie)
A
któż nie lubi odwiedzać swoich przyjaciół?
Ja żałuję, że tak szybko nie czytam, a do tego niesamowicie szybko męczą mi się oczy, minus bycia okularnicą :) Zaczęłam czytać po urodzeniu córki i teraz czytam najwięcej jak się da :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać. Tylko wpadam w ten książkowy świat po uszy. Jak czytam to nie widzę nie słyszę i nie reaguje na to co się dzieje w domu. Co ma pewne plusy. Czasem jak mnie Miniaturki męczą uciekam w lekturę. A te stoją przy mnie i pytają: kiedy obiad?! I też niestety czytam szybko więc jeśli książki kupuję to cała serię.
OdpowiedzUsuń